Bóg daje kolejną szansę…

 

Od 1925 r., czyli od objawienia nabożeństwa pierwszych sobót, minęło pięć lat. Wypełniły je najróżniejsze starania podejmowane przez s. Łucję, by upowszechnić w Kościele nabożeństwo pierwszych sobót. Wiemy, że wizjonerka apostołowała piórem – pisała do bliskich i znajomych. Pośrednio wiemy także o tym, że niektóre listy były adresowane do hierarchii kościelnej….

 

Rok 1930. Z klasztoru w Pontevedra s. Łucja informuje swego spowiednika, że biskup diecezji Leiria wyraził gotowość propagowania nabożeństwa pierwszych sobót. W liście datowanym na 28 października czytamy: „Jego Ekscelencja, biskup Leiria, obiecał mi, że w przyszłym roku zacznie propagować nabożeństwo wynagradzające do Niepokalanego Serca Maryi. Mam nadzieję, że dobry Pan będzie mógł liczyć również na współpracę Czcigodnego Ojca”.

 

Wielkie nadzieje

Ileż nadziei musiało się łączyć z tą obietnicą! Jeżeli biskup zatwierdzi nabożeństwo pierwszych sobót w swej diecezji, będzie to milowy krok w upowszechnianiu nowej formy pobożności w Kościele. Biskupa z pewnością wspomoże wielu kapłanów, którzy mają bezpośredni kontakt z ludem Bożym. Z błogosławieństwem ordynariusza mówić będą ludziom o konieczności odprawiania nabożeństwa pierwszych sobót miesiąca.
Nie trzeba zatem wiele. Poparcie biskupa pozwoli oficjalnie mówić choćby w samej Fatimie o nowym nabożeństwie i oczekiwać, że ruch pielgrzymkowy szybko zaniesie je w świat – do Fatimy w tych latach przybywało już tysiące ludzi. Prawdopodobnie więc nie trzeba będzie długo czekać, aby zyskało ono akceptację władzy kościelnej również w innych diecezjach. A stąd już niewiele do zatwierdzenia przez Rzym i formalnego zalecenia całemu Kościołowi. Wtedy niewiele czasu dzielić nas będzie od zwycięstwa Niepokalanego Serca Maryi i zapowiedzianego pokoju! Pierwszy krok jednak należy do biskupa. Nie musi on czynić wiele…

 

Ponawianie prośby

Coś się jednak nie powiodło, bo dana przez biskupa obietnica nie została spełniona. Nie znamy szczegółów, nie wiemy, jakie były przyczyny niedotrzymania słowa. Wiemy jednak, że się wycofał. Gdyby było inaczej, pięć lat później temat zaangażowania biskupa nie pozostawałby wciąż aktualny. Tymczasem pod koniec 1934 r. wizjonerka informowała o ponownej obietnicy biskupa Leirii, że zajmie się on rozpowszechnianiem nabożeństwa. Najprawdopodobniej znowu pojawiły się jakieś trudności, bo w liście z 21 stycznia 1935 r. s. Łucja odpowiada na pytanie postawione przez Gonćalvesa: „Teraz, aby odpowiedzieć na pytanie Czcigodnego Ojca. Czy myślę, że dobrze będzie naciskać na Biskupa? Tak sądzę. I myślę, że taka rzecz będzie się bardzo podobała naszemu Panu”.

Z argumentacji, jaką posługuje się s. Łucja, wynika, że według jej rozeznania zaangażowanie biskupa było zgodne z planem Bożym. Dlatego mimo kolejnych zawodów nie przestała nalegać, by swym autorytetem popart on propagowanie nabożeństwa pierwszych sobót.

I tak w połowie następnego roku s. Łucja informuje swego kierownika duchowego, że przypomniała biskupowi o jego wcześniejszych zapewnieniach. Natychmiast też dodaje, że jeśli ordynariusz zatwierdzi nabożeństwo na terenie diecezji, to ona bardzo liczy na włączenie się zaprzyjaźnionych kapłanów. Odgórna akceptacja przecież nie wystarczy. Trzeba jeszcze Bożych szaleńców, którzy będą informowali ludzi, zachęcali ich i umożliwiali im odprawianie tego nabożeństwa.

S. Łucja pisała:

„Drogi Czcigodny Ojcze Gonćalvesie!

Napisałam do Jego Ekscelencji Biskupa, przypominając mu o obietnicy, że w tym roku rozpocznie on propagowanie nabożeństwa wynagradzającego Niepokalanemu Sercu Maryi. Niech Bóg sprawi, by była to chwila wyznaczona przez naszego dobrego Pana na rozpowszechnienie tego, co uważam za Wolę Bożą. Mam nadzieję, że Czcigodny Ojciec będzie jednym z głównych robotników w tej winnicy Pańskiej.
Może, aby dać jakiś impuls temu nabożeństwu wynagradzającemu Niepokalanemu Sercu Maryi, chciałby Ojciec omówić coś z Czcigodnym Księdzem Aparicio. W tej sprawie proszę czuć się całkowicie wolnym.
Pozostaję najpokorniejszą służebnicą Czcigodnego Księdza.
Maria Luda de Jesus, R.S.D.

 

Dziesięciu Maryjnych Sprawiedliwych

Czy słowa s. Łucji oznaczają, że jest jakaś „chwila wyznaczona przez dobrego Pana”, jakiś czas stosowny dla rozwoju nabożeństwa pierwszych sobót? Pewnie są takie sploty okoliczności stwarzane przez Bożą Opatrzność. Nie oznacza to jednak, że skoro nabożeństwo pierwszych sobót do dziś nie zostało oficjalnie zaaprobowane przez Kościół i nie stało się powszechną praktyką wiernych, to ów czas stosowny wciąż jeszcze nie nadszedł. Owszem, mógł on być dany wcześniejszym pokoleniom, ale skoro ludzkość nie skorzystała z tamtej okazji, Bóg daje jej następne szansę, kolejne łaski, kolejne „czasy stosowne”. Wskazuje na to list s. Łucji pisany do jej byłego kierownika duchowego i spowiednika, o. Jose Aparicioda Silva. W tym niezwykle ważnym liście wizjonerka wspomniała o związku nabożeństwa pierwszych sobót z drugą wojną światową. 20 czerwca 1939 r. s. Łucja pisała, podkreślając ostatnie słowa:

„Najświętsza Maryja Panna obiecała odłożyć bicz wojny na później, jeśli to nabożeństwo będzie propagowane i praktykowane. Możemy dostrzec, że odsuwa Ona tę karę stosownie do wysiłków, jakie są podejmowane, by je propagować. Obawiam się jednak, że mogliśmy uczynić więcej, niż czynimy, i że Bóg, mniej niż zadowolony, może podnieść ramię swego Miłosierdzia i pozwolić, aby świat był niszczony przez to oczyszczenie. A nigdy nie byto ono tak straszne, straszne”.

A więc na niespełna trzy miesiące przed wybuchem wojny można było ją odsunąć… Wystarczyłoby, gdyby ludzie przejęli się nabożeństwem pierwszych sobót. Ale pamiętajmy, że te słowa nie odnoszą się tylko do drugiej wojny światowej. Ich sens jest uniwersalny i dotyczy każdego problemu. Nie byłoby niezgody w rodzinach, wojny na Bałkanach, czystek etnicznych w Afryce, konfliktu zbrojnego na Bliskim Wschodzie czy szokującego wszystkich ataku terrorystów na Stany Zjednoczone, gdyby ludzie praktykowali nabożeństwo pierwszych sobót. Jeśli jednak zlekceważymy to narzędzie ocalenia, czekają nas rzeczy straszne.
W tym momencie staje nam przed oczami początkowa wizja z trzeciej części tajemnicy fatimskiej. S. Łucja była wówczas jedyną osobą na świecie znającą jej treść. Wiedziała, że Bóg może ukarać świat (a dokładniej – oczyścić go przez cierpienie), bo ludzkość wyczerpała już wszystkie inne środki nawrócenia. Odnosi się wrażenie, że również trzeci sekret jest warunkowy. (S. Łucja często pisała w listach o „obietnicy warunkowej”, tu jest mowa o „karze warunkowej”). Jeżeli będzie w nas odrobina dobra, jeśli znajdzie się dziesięciu maryjnych sprawiedliwych, to Matka Najświętsza będzie w stanie ugasić płomienie spadające z miecza Anioła Sądu – a więc cofnąć karę już wymierzaną! Jeśli jednak Bóg jest „mniej niż zadowolony”… To ostrzeżenie, które powinniśmy wziąć sobie jako temat wielu rozmyślań.

Ze znanej nam historii pierwszych lat propagowania nabożeństwa pierwszych sobót wynika, że nie uczyniono zbyt dużo. Bóg nie może więc być zadowolony. A jednak nie spotkała nas kara zapowiedziana w trzeciej części tajemnicy fatimskiej. Czyżby cichy apostolat listów s. Łucji (tych pisanych do matki i krewnych) miał taką skuteczność w oczach Matki Bożej? Jeśli tak, to jaką napawa nas to nadzieją! Nasza cicha pobożność maryjna, nasze skromne zaangażowanie w propagowanie nabożeństwa pierwszych sobót jest w stanie powstrzymać ramię Boskiej sprawiedliwości. O tym też warto dłużej pomyśleć.

 
Wincenty Łaszewski

 

Foto: https://www.heiligenlexikon.de/BiographienL/Lucia_de_Jesus.html